Cześć Dziewczyny!
Zachęcona licznymi pozytywnymi recenzjami kupiłam we wrześniu (na oficjalnej stronie Melkior Professional) pustą paletę i 10 różnych kolorów cieni (i matowych, i satynowych). Używałam ich już wielokrotnie i dlatego chciałabym się dzisiaj podzielić z Wami moją opinią na ich temat.
Na zdjęciu od góry, od lewej: Maty: Red Leaf (bordo), Old Brick (ciepły, ciemny brąz),Sand (szarobeżowy), Mint (mięta), Deep Space (ciemnomorski), Prune (ciepły fiolet, śliwka), Lilith (wiśnia); Satyny: Wild Cherry (wiśnia), Camee Rose (jasny, chłodny róż, lekko opalizujący na niebiesko), Diaphane (kremowy, ecru)
Od cieni do powiek oczekuję trwałości, łatwego blendowania, żeby przy rozcieraniu kolor nie znikał, nie gubił się, żeby nie robiły się plamy i prześwity. Czy cienie Melkior spełniają te zadania? Jeśli chcecie się dowiedzieć ten post jest dla Was 🙂
W makijażach okolicznościowych zdecydowanie najwięcej używam matowych cieni, więc kupiłam 7 matów i tylko 3 satyny. Opiszę każdy z nich z osobna, bo nie wszystkie sprawdzają się tak samo dobrze.
Red Leaf – matowe, ciepłe bordo. Od dawna szukałam dobrego, matowego, bordowego cienia i wreszcie znalazłam. Pięknie się rozciera, nie osypuje, a pigmentacja jest naprawdę bardzo dobra. Kobo ma podobny bordowy cień (nr 142), ale Melkior jest troszkę ciemniejszy i ma lepszą jakość.
Lilith – matowa, chłodna wiśnia. Można by ten kolor też określić jako ciemną malinę. Jest dobrze napigmentowany, ładnie się blenduje, nie osypuje się.
Prune – matowy, ciepły fiolet, śliwka. Również dobrze napigmentowany, nie sprawia problemów przy rozcieraniu, nie zauważyłam, żeby się osypywał. Bardzo zbliżony kolorystycznie jest Kobo (nr 114), jednak Melkior ma lepszą pigmentację i łatwiej się blenduje.
Sand – matowy, szarobeżowy cień, o chłodnym odcieniu. Nadaje się np. do podkreślenia załamania powieki, ale uwaga – u osób o ciepłym typie urody może wyglądać jak brudny. Także mocno napigmentowany, nie osypuje się i ładnie blenduje. Podobny cień ma Inglot (nr 342), ale ten z Melkiora jest chłodniejszy, bardziej szary i ma lepszą pigmentację.
Old Brick – matowy, ciemny, ciepły brąz. To kolor bardzo uniwersalny, wykorzystuję go w wielu makijażach. Jednak dla osób o chłodnym typie urody może okazać się za ciepły. Pigmentacja bardzo dobra. Cień nie sprawia kłopotów przy rozcieraniu, nie osypuje się.
Deep Space – matowy, ciemnomorski, bez wyraźnej przewagi zieleni ani niebieskiego. Tu się trochę zawiodłam, bo na zdjęciu na stronie producenta wydawało mi się, że to będzie granat, nazwa też to sugerowała. Blendowanie i pigment na duży plus.
Mint – po prostu matowa mięta. Niestety ten cień zupełnie nie spełnił moich oczekiwań. Barwa co prawda jest piękna, ale znika przy rozcieraniu, robi plamy. Ciężko na powiece uzyskać intensywne nasycenie koloru. Konieczne jest zastosowanie białej bazy, jeśli chce się uzyskać tę samą intensywność, którą widzimy w opakowaniu. Miałam już wcześniej miętowy cień w paletce Sleek Sanpshots, ale ze względu na to, że miał słabą pigmentację, chciałam znaleźć lepszy. Niestety Melkior wcale nie różni się jakością. Zatem nadal szukam dobrego jakościowo, miętowego cienia – jak macie jakiś sprawdzony, to dajcie znać 🙂
Wild Cherry – satynowa wiśnia. Odcień bardzo podobny do Lilith, jednak troszkę chłodniejszy. Pigment i rozcieranie na plus. Bardzo podobny kolor ma Inglot (nr 613), ale z wyraźnymi drobinkami (Wild Cherry nie ma drobinek).
Camee Rose – satynowy, jasny, chłodny róż, lekko opalizujący na niebiesko. Piękny kolor, rzadko spotykany (bez problemu można znaleźć róże opalizujące na srebrno, złoto lub różowo, ale na niebiesko już dużo trudniej). Sprawdzi się szczególnie u osób o chłodnym typie urody. Pigmentacja mogłaby być troszkę lepsza (pod tym względem cień nieco odstaje od innych kolorów), ale nie jest źle. Blenduje się bez problemu.
Diaphane – satynowy, jasny kremowy, ecru, neutralny. Bez drobinek, daje delikatny połysk. Nadaje się do rozświetlenia wewnętrznego kącika oka lub na całą ruchomą powiekę. Ma neutralny odcień – nie jest ani zimny, ani ciepły. Sprawdzi się też jako rozświetlacz. Cień jest dobrze napigmentowany, nie sprawia trudności przy rozcieraniu. W porównaniu do Inglota 395 wypada bardziej chłodno – Inglot jest zdecydowanie bardziej szapmański, ciepły.
Trwałość
Z żadnym z cieni nie miałam problemów z trwałością, a testowałam je zarówno na typowej bazie pod cienie (Inglot Keeper, Artdeco), jak i po prostu nakładając je na zwykły korektor. Cienie nie rolują się, a kolory nie blakną w ciągu dnia.
Cena
Standardowo cienie (wkłady do palety) kosztują 19,90, ale Melkior często robi promocje. Mi udało się upolować dwa cienie w cenie jednego, więc wyszły mi po niecałe 10 zł/szt. Dostajemy aż 3,2 g produktu (to więcej, niż w przypadku MAC, Inglota, czy Kobo). Cienie można też kupić w standardowym plastikowym opakowaniu, jeśli nie macie palety i nie chcecie jej kupować – wówczas standardowa cena to 27,90.
Paleta
Paleta jest kartonowa, więc jest bardzo lekka, ale pewnie będzie mniej odporna na podróżowanie, niż palety plastikowe, czy metalowe. Magnes jest mocny i dobrze trzyma – cienie w czasie transportu nie przesuwają się. Paleta ma zamknięcie magnetyczne, dość mocne. Z przodu mamy przeźroczyste tworzywo, co jest dobre, bo dzięki temu widać, jakie kolory mamy w środku. Jednak to tworzywo jest dość cienkie i prawdę mówiąc boję się trochę, czy wystarczy, żeby ochronić znajdujące się w środku cienie przed uszkodzeniami mechanicznymi w trakcie transportu. Moim zdaniem ta „szybka” powinna być grubsza i bardziej sztywna.
Podsumowanie
Ogólnie cienie Melkior są bardzo dobrej jakości – są dobrze napigmentowane, kolory są intensywne i nie znikają przy blendowaniu, nie blakną w ciągu dnia, przy nakładaniu cienie nie osypują się. Wyjątek stanowi tutaj kolor Mint, z którego nie jestem zadowolona. Chciałabym przetestować jeszcze inne kolory – jeśli będę jakieś miała, to na pewno zrobię dla Was recenzję, zwłaszcza że są to cienie dostępne stacjonarnie tylko w Warszawie, a poza stolicą można je kupić tylko przez internet.
Ps. Ten post nie jest sponsorowany przez markę Melkior – cienie i paletę kupiłam sama;)
Fantastyczna renecenzja! Dzieki za porownanie ich do inglota. Teraz juz wiem co kupic!
Bardzo dziękuję i cieszę się, że moja recenzja się na coś przydała 🙂 Udanych zakupów 😉
Uwielbiam cienie Melkior za ich pigmentację – rewelacja!
P.S. Moja paleta ma tylko nazwę: Natural look. Nie mam żadnych oznaczeń cieni, niestety producent 'zataił’ tę informację 😛
Oj to szkoda, przydałyby się nazwy 😉
jak ja chce miec takie cienie magnetyczne, nawet i z tych firm. pigmentacja i kolory cudowne 😉 zapraszam do mnie.
Bardzo lubię właśnie kupować cienie pojedynczo – wtedy wybieram takie kolory, które mi się podobają 🙂